poniedziałek, 12 marca 2018

Brawo Młodzi!

Śmiało można powiedzieć, że młodzież potrafi. O ile jej się chce. Dzisiaj na całe szczęście tak było. Przybyli tłumnie do kościoła na trwające w parafii rekolekcje. Nawet, co niektórzy z nich przystąpili do sakramentu spowiedzi świętej, co dla mnie jako ich katechety było bardzo budujące. Moje głoszenie Słowa nie odbija się do mnie z powrotem, a co więcej rozkwita w sercach młodych ludzi. Nie zawsze mam okazje zaobserwować owoce swojej pracy. Stąd dzisiejsza moja radość. Proboszcza również rozpierała duma. Nie jest źle. Jednak nie wolno spocząć tu na laurach. Trzeba tym bardziej wykorzystać okazję i nadal z większą siłą przyciągać młode umysły do poznania Boga. Same rekolekcje to tylko zaczątek. Formacja rozkłada się na miesiące szkolne, cały rok kalendarzowego, lata i trwa jeszcze o wiele dłużej. Metod jest wiele. Tylko, która właściwa? Gdybym nie imał się poezji chętnie napisałbym:

Bądź mądry i pisz wiersze.

I chociaż je piszę, to odpowiedzi nie znajduję. Jednak wiem, że na pewno bez współpracy Kościoła z rodzicami, dziadkami nie damy sobie rady. Jezus może wszystko zrobić sam, ale spodobało się Mu używać narzędzi, którymi jesteśmy my, słabi ludzie.

Mój kolejny apel:

Dorośli, działajmy razem. My - przedstawiciele ludzi Kościoła i  Wy - którzy do niego należycie. Razem wygramy tę batalię ze złem.

Z Bogiem!

K. M.

J 4, 43-54

Słowa Ewangelii według Świętego Jana
Jezus odszedł z Samarii i udał się do Galilei. Jezus wprawdzie sam stwierdził, że prorok nie doznaje czci we własnej ojczyźnie, kiedy jednak przyszedł do Galilei, Galilejczycy przyjęli Go, ponieważ widzieli wszystko, co uczynił w Jerozolimie w czasie świąt. I oni bowiem przybyli na święto.
Następnie przybył powtórnie do Kany Galilejskiej, gdzie przedtem przemienił wodę w wino. A był w Kafarnaum pewien urzędnik królewski, którego syn chorował. Usłyszawszy, że Jezus przybył z Judei do Galilei, udał się do Niego z prośbą, aby przyszedł i uzdrowił jego syna, był on już bowiem umierający.
Jezus rzekł do niego: «Jeżeli nie zobaczycie znaków i cudów, nie uwierzycie».
Powiedział do Niego urzędnik królewski: «Panie, przyjdź, zanim umrze moje dziecko».
Rzekł do niego Jezus: «Idź, syn twój żyje». Uwierzył człowiek słowu, które Jezus powiedział do niego, i poszedł.
A kiedy był jeszcze w drodze, słudzy wyszli mu naprzeciw, mówiąc, że syn jego żyje. Zapytał ich o godzinę, kiedy poczuł się lepiej. Rzekli mu: «Wczoraj około godziny siódmej opuściła go gorączka». Poznał więc ojciec, że było to o tej godzinie, kiedy Jezus rzekł do niego: «Syn twój żyje». I uwierzył on sam i cała jego rodzina.
Ten już drugi znak uczynił Jezus od chwili przybycia z Judei do Galilei.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Współczesny Adam kontra uczeń

  Po jakich słowach rozpoznać współczesnego Adama?  - To nie moja wina! Ja planowałem inaczej. Przecież wszyscy tak robią, a po za tym to ...